niedziela, 7 września 2014

Chapter sixth: Tęsknota jest najbardziej bolesnym uczuciem




Dla Kathriny, 
która nosi mnie tak blisko serca

Kilometry? 
Nie istnieją. 


Ludzie zawsze będą od nas odchodzić, zawsze będą od nas uciekać, zmieniać kurs, by tylko na nas nie trafić. Zawsze będą cierpieć, odczuwać ból, krzywdzić innych nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Zawsze będą płakać, by odciążyć się od przygniatającego ich ciężaru, zrzucić z siebie ten straszny balast. Zawsze będą upadać wypuszczając z rąk nadzieję, która była ich ostatnią podporą. Zawsze będą tracić siły, by się podnieść i iść dalej. Tylko dlaczego robią to tak często? Dlaczego tak chętnie opuszczają siebie nawzajem? Dlaczego tak chętnie wytykają innym błędy nie patrząc na siebie? Dlaczego potrafią aż tak siebie niszczyć? Aż tak zabić siebie od środka, spalić komuś duszę, całkowicie go zlikwidować, by nie pozostał po nim nawet proch i pył.
Kroki dwójki przyjaciół odbijały się echem od betonowego podłoża. W rękach oboje trzymali po butelce soku pomarańczowego. Violetta bawiła się słomką od napoju uśmiechając się delikatnie pod nosem słysząc rozbawiony głos Leona, które zawzięcie o czymś opowiadał. Już dawno przestała skupiać się na wątku wypowiedzi przyjaciela. Po prostu go słuchała, próbując zapamiętać brzmienie jego tonu, to jak wypowiadał słowa, przeciągał głoski, akcentował sylaby. Popatrzyła na niego z ukosa i zmrużyła oczy gdy promiennie słonecznie wdarły się w jej oczy. Jednak to nie spowodowało, by odwróciła wzrok. Wpatrzyła się w zarys jego szczęki, ruchy kości policzkowych, ogniki, które trzaskały w ciemnych oczach, ciągle odradzały się na nowo, gasły, by rozbłysnąć coraz to większym blaskiem, iskierki, które tańczyły mu we włosach, niczym rosa, w kwiatach o poranku. Był przystojny, nie umiała tego zaprzeczyć, jednak nigdy do tej pory nie zwracała uwagi na jego piękno. Jakby cały jego urok osobisty ją omijał, zastąpiony tylko tym co miał w środku. Tylko tym co przekazywał od siebie, co dawał z własnej duszy. To był jego prawdziwy urok, skryty w głębi jego ciała. Gdzieś daleko.
- Dlaczego się uśmiechasz? - nagle spytał Leon zauważając wzrok Violetty spoczywający na sobie. Pokręciła tylko głową dochodząc do motoru przyjaciela. Od zawsze uwielbiała jeździć z nim na różne przejażdżki. Każdy powiew wiatru na skórze dodawał jej trochę energii, każde uszczypnięcie chłodu na policzkach powodowało u niej przypływ uśmiechu. Ale przede wszystkim kochała to ciepło bijące od Leona, gdy go obejmowała. Odganiało one każde zmartwienie, roztapiało w sobie każdy problem, po prostu ją koiło, dodawało innego smaku życia. Lepszego.
Violetta wzięła do ręki kask i włożyła go na głowę, sadowiąc się za przyjacielem. Wyrzuciła, puste już opakowania po sokach, do kosza, który stał niedaleko. Objęła Leona mocno w pasie, zanim jeszcze ruszył. Wyczuła pod palcami jego twarde mięśnie brzucha. Dotknęła ich, a w tym czasie motor obudził się do życia. Jej uszy wypełnił głośny ryk maszyny, na co kilka przechodniów zwróciło na nich uwagę. Nagle szatyn zachichotał pod nosem, wzbudzając w ruch w górę brwi dziewczyny.
- Łaskoczesz mnie - wyjaśnił rozbawionym głosem puszczając hamulec, odwracając głowę do tyłu. Motor gwałtownie poleciał do przodu, o mało nie wjeżdżając przez to w chłopaka parkującego obok. Leon skręcił gwałtownie w bok, by uniknąć wypadku. Do uszy Violetty doszedł dźwięk gwałtownego hamowania, a do ust dostał się piasek. Usłyszała bardzo brzydkie przekleństwo.
Otworzyła oczy, które w panice przed chwilą zamknęła i oderwawszy się od Leona, zdjęła z głowy kask. Pośpieszyła za przyjacielem, który zbliżył się do chłopaka, którego prawie przejechał.
- Przepraszam. Nie... - zaczął się tłumaczyć, lecz zostało mu to przerwane przez niego.
- Cholera - zaklął pod nosem. Był wysokim brunetem o ciemnozielonych *z pozdrowieniami dla Kasika* oczach, w których teraz szalała burza wściekłości. - Co ty wyrabiasz? - splunął na ziemię, klęcząc przy swoim motorze, na którym widniała mała ryska.
- Nie zauważyłem Cię - wyjaśnił spokojnie Leon, jednak chłopak zachowywał się tak, jakby tego nie usłyszał.
- To patrz jak jeździsz, do cholery! - gwałtownie wstał, wzbijając przy tym okruchy kurzu. Zbliżył się do szatyna i delikatnie go popchnął. - Będziesz za to płacił - warknął cicho.
- Co?! - powiedział, może trochę zbyt głośno, Leon, marszcząc brwi. - Ledwo to widać, to ryska na pół centymetra.
- A ty będziesz szlifował każdy milimetr tej ryski - zagroził brunet, ponownie popychając szatyna. Gdy ten miał odwdzięczyć się tym samym, Violetta, która do tej pory stała cicho z tyłu, wkroczyła do akcji.
- Ej, chłopaki, chłopaki - wepchnęła się między nimi. - Da się to załatwić w normalny sposób, bez nerwów. Może...
- Idź stąd, anorektyczko - bez problemu brunet odsunął ją na bok i ponownie zwrócił się do Leona. - Jeśli będziesz...
- Nie, nic nie będzie - wtrąciła się Violetta, łapiąc przyjaciela za rękę i odsuwając go od chłopaka. Wpatrzyła się w podłoże, nie dopuszczając do tego, by ten zauważył jej zaszklone oczy, w których pojawiły się łzy, gdy tylko się do niej odezwał. - Leon, on nie może...
- Diego - podsunął delikatnie, jakby prowadzili normalną rozmowę. Szatynka spojrzała na niego zdziwiona i tylko pokręciła słabo głową.
- Chodź Leon - ostrożnie pociągnęła go za rękę. Drgnął, nadal wpatrzony w bruneta. Wiedziała, że najlepiej by załatwił to w inny sposób, jednak nie pozwoliła mu na to. - Nie warto - wyszeptała cicho, lekko łamiącym się głosem. Na ten dźwięk przyjaciel odwrócił się w jej stronę i po chwili dał się poprowadzić z powrotem w stronę jego motoru. Wsiedli na niego, a Violetta wtuliła się w przyjaciela, bardziej niż kiedykolwiek. Odjechali zostawiając Diego, odprowadzającego ich wzrokiem, z przekrzywioną głową.



Światło wieczoru powoli wkradało się do jej pokoju. Wszystko jakby zatrzymało się w miejscu, doprowadziło by wskazówki zegara stanęły. Powietrze stało się lżejsze jakby uszło z niego całe nieczyste powietrze. Wszystko zasypiało, by jutro zacząć następną gonitwę za szczęściem.
Francesca leżała w swoim pokoju wokół stosu poduszek rozrzuconych po całym łóżku. Przerzucała z ręki do ręki swoje prace i zastanawiała się co w nich pozmieniać, jak je ożywić, lecz mimo najszczerszych chęci nie mogła niczego od siebie dla nich dać, nie umiała niczego od siebie przelać tak by to płynęło prosto z serca. Już nie czuła pewnie ołówka w swojej dłoni, był dla niej tylko przedmiotem. Stracił coś co wcześniej nadawało mu cechy ludzkie, przez co tak doskonale umiał odwzorowywać wszystko to o czym tylko pomyślała Włoszka. Jednak to minęło, a Francesca najbardziej bała się myśli, że już nie wróci, że straciła to na zawsze.
Na dźwięk, który nagle rozszedł się po jej pokoju, aż podskoczyła wypuszczając wszystko ze swoich rąk. Prace rozprzestrzeniły się w powietrzu, ale dziewczyna zamiast po nie sięgała po swojego laptopa, leżącego w nogach łóżka. Zobaczyła połączenie jakie Camila próbowała z nią połączyć przez skaype'a, więc szybko odebrała.
- Cześć Misiak - przywitała się radosnym głosem skierowanym do brunetki. Na sam ten dźwięk uśmiech zakwitł na twarzy Francesci. Przygładziła pośpiesznie włosy, które sterczały jej na wszystkie strony i szybko zakryła koszulą zabandażowany nadgarstek.
- Cześć. Tęskniłam za Tobą - wyznała patrząc na znajomą twarz. Camila była w jej wieku, ale wyglądała na o wiele młodszą. Brunetka zawsze powtarzała, że to przez jej płomienne loki, które były po prostu wszędzie. Dodawały jej niesamowitego uroku i jeszcze bardziej podkreślały radość tryskającą z jej wiecznie roześmianych oczu. Uśmiech rzadko kiedy schodził z jej buzi, był jej nieodwracalną częścią, którą tylko nieliczni potrafili zniszczyć. Charakteryzował się tym, że jednak zawsze powracał na swoje miejsce, nawet jeśli wszystko wokół nakazywało mu, by zniknął.
- Wcale nie! - wybuchnęła Camila. - Gdybyś tęskniła to byś sama zadzwoniła, a przynajmniej odebrała telefon, lub chociaż odpisała na moje wiadomości. Ale nic, cisza! Dokładnie od czterech dni. Dzwoniłam do Marco, ale on też milczy jak grób. Fran, mów co się dzieję - ostatnie słowa wypowiedziała szeptem.
- Nic się nie dzieję, naprawdę. Tylko trochę brak mi weny, więc nie mogę tworzyć - to nie było kłamstwo, przekonywała siebie Francesca. Tylko inna część prawdy.
Camila podniosła brew i nie wyglądała na przekonaną. Nawet jeśli dzieliły ich dziesiątki kilometrów potrafiła wyczuć niepokój, który emanował od Włoszki. Widziała nerwowość w jej ruchach, delikatnie drżenie jej głosu, ciągłe umykanie spojrzeniem w inną stronę. Jednak nim zdążyła otworzyć usta, by wyrazić swoje uwagi, w pokoju znowu rozbrzmiał dźwięk, dochodzący tym razem z telefonu brunetki. Pośpiesznie wygrzebała komórkę spod poduszki i zmarszczyła brwi na widok wiadomości od Diego. Ostatnimi czasy często się z nią kontaktował, co oczywiście nie mogła brać mu za złe. Uważała to za urocze z jego strony, mimo tego, że mało się znali. Podniosła wzrok i od razu tego pożałowała, bo Camila zacisnęła wargi w swój charakterystyczny sposób, co oznaczało kłopoty.
- Znam ten wzrok - rzekła powoli. - Kto to był? Chłopak, prawda? Kim on jest?! - wybuchnęła ponownie, aż Francesca się wzdrygnęła.
- Kolega, nikt więcej. Naprawdę - podkreśliła, widząc jej nienawistne spojrzenie. - A wracają do tematu: nie mam weny w sobie, jakby życie ze mnie uleciało i nie wiem co z tym zrobić...
Internetowe przyjaźnie są trudniejsze od tych rzeczywistych. Są znacznie bardziej trudniejsze do utrzymania. Kilometry naprawiają i psują wszystko. Są przyczyną wszystkich problemów jakie napotkają osoby, które łączy taka więź. Nigdy nie do końca wiemy, czy jest ona prawdziwa, czy zbudowana na wielkim kłamstwie. Jest niepewnością, która jednak jeszcze bardziej zbliża, mimo swojej sprzeczności. Jednak rozłąka jest potężnym ciosem. Nie można tej osoby dotknąć, poczuć jej zapachu, zobaczyć głębi jej oczu, po prostu stanąć obok niej, być o krok, na wyciągnięcie ręki. Nie można otrzeć jej łez, gdy płyną, nie można usłyszeć jej śmiechu rozbrzmiewającego wokół siebie, przytulić ją, gdy tego potrzebuje. Jesteś po prostu za daleko od niej, zbyt wiele was dzieli drogi nie do pokonania. A najgorsza jest bezsilność, która włada człowiekiem na temat tego wymarzonego spotkania. Zawsze świat znajdzie na to jakąś wymówkę, coś co nie pozwoli tego osiągnąć. Znajdzie powód dla którego będziesz za tym płakał, będziesz się obwiniał, że to tylko i wyłącznie twoja wina. Tęsknota jest najbardziej bolesnym uczuciem, które może nas wypełnić, pochłonąć. Pokazuje, że życie nie jest takie piękne, za jakie niekiedy je pochopnie bierzemy. Potrafi ona odebrać wszystko. Nawet nadzieję na to, że kiedyś się spotkacie. Dotknięcie. Przytulicie. W końcu będziecie mogli stanąć obok siebie. Spełnicie swoje marzenie.



Tutaj wszystko jest inne - pomyślała, gdy zajrzała ukradkiem do warsztatu. Cichsze, spokojniejsze. Oni byli tu spokojniejsi, jakby tylko to miejsce mogło złagodzić ich wszelkie złe obyczaje. Jakby te ściany wymazały ich szarą przeszłość, którą nie lubili się chwalić. To tu ich dusza była czystsza, choć w niewielkim stopniu, ale jednak. Zwyczajnie wszystko co tu się znajdowało, łączyło ich w jedność, a ta jedność była dla nich wszystkich nadzieją i szczęściem, które zawzięcie trzymali w swoich rękach.
Cała trójka leżała pod maską samochodu, w którym Ludmiła rozpoznała starą corvettę. Szeptali do siebie, ale nie na tyle wyraźnie, by mogła rozróżnić ich słowa, a nad nimi stał mężczyzna w dość starszym wieku, w zniszczonym rybaczkach z poplamioną ścierką w rękach. Blondynka rozpoznała w nim właściciela warsztatu - Luke'a. Nie zwrócił na nią uwagi, cały czas skupiony na pracy swoich podopiecznych, dopóki nie stanęła obok niego.
- O, Ludmiła - spojrzał na nią zaskoczony, ale jego oczy zalśniły od czułości, która się do nich wkradła. - Skarbie, jak dawno ciebie nie widziałem - przygarnął ją na chwilę ramieniem do swojego boku. Uśmiechnęła się do niego i odwzajemniła uścisk. Czasami się zastanawiała, czy to nie wpływ tego człowieka tak zadziałał na jej brata i jego przyjaciół. Gdy do niego trafili byli piątką zbuntowanych młodych ludzi, którzy zgubili cel w swoim życiu. Oni im go przywrócił. Nakierował na właściwą drogę, niczym kompas, który zgubili piąć się na szczyt stromej i przetkanej przeszkodami góry. Złapał ich za ręce i przeprowadził nad przepaścią, nad którą tak długo stali i wpatrywali się w dół, w którym majaczyła tylko ciemność. Zmienił im podejście do świata, nauczył właściwie żyć i choć dwójka z nich znów stanęła po innej stronie światła, reszta pozostała, by w razie potrzeby sprowadzić ich z powrotem dając im lekcję i swój przykład.
Diego, na dźwięk jej imienia, wysunął się spod karoserii samochodu i ściągnął brwi w wyrazie zdziwienia. Miał czemu - jego siostra rzadko, praktycznie wcale, tu bywała.
- Nic się nie bój - pośpieszyła z wyjaśnieniami, gdy tylko chciał otworzyć usta. - Zapomniałam kluczy do domu i nie mam jak wejść. Dasz mi swoje? - spytała, wsadzając ręce do kieszeni bluzy, gdy przez drzwi wdarł się do środka, zimny wiatr.
- Tak, pewnie - podniósł się powoli na nogi, otrzepując się z kurzy. Za nim, spod samochodu, wysunęła się pozostała dwójka. Ludmiła, rozpoznała w nich Larę i Marco, choć praktycznie spotkała ich tylko raz czy dwa. Wiedziała, że ten zakład do tak jakby zamknięty teren i nie czuła się tu zbyt swobodnie. To miejsce należało do nich, a ona nie lubiła się wpychać tam gdzie nie powinna. Pomachała im na przywitanie, a oni odwdzięczyli się szczerym uśmiechem.
- Może poczekasz na mnie? - zaproponował Diego, stając koło niej. Zauważała, że był trochę poddenerwowany, jakbym spotkało go coś w ciągu dnia, co wpłynęło stanowczo na jego nastrój.  - Za chwilę kończę.
- Ok, nie ma sprawy - odpowiedziała cicho, czując lekkie skrępowanie w środku. Rzadko kiedy spędzała czas z bratem, od czasu tamtego feralnego wieczoru, a gdy tylko nadążała się do tego okazja, wiedziała, że zaraz zaczną się obwiniać i kłócić. Tęskniła za czasami, w których wszystko było proste, a droga przez życie cały czas prowadziła prosto. Załamali się na pierwszym zakręcie, który zniszczył wszystko co kiedykolwiek ich łączyło. Najgorsze było to, że nie chcieli już odbudowywać tej więzi, zostawili ją taką jaka pozostała - podziurawiona i poszarpana.
Przyglądała się jak ich trójka pochyla się skupiona nad maską samochodu i zawzięcie o czymś dyskutowała. Luke wymknął się na zaplecze, proponując jej, że poczęstuje ją swoimi babeczkami. Podziękowała mu uśmiechem.
Było to dziwne połączenie. Dziewczyna wśród chłopaków, która jednak dorównywała im taką samą ilością wiedzy i miłością, jaką czuła do motoryzacji. Była ładna, ale zbyt tego nie ukazywała - przemknęło Ludmile przez myśl. Całą uwagę skupiała na tym co kochała, nie obchodził ją wygląd i zdanie innych na ten temat. Jednak blondynkę zaciekawił fakt, czemu przez cały czas unikała patrzenia w oczy Diego. Ciągle omijała go wzrokiem, zatrzymywała się na czymś innym. Blondynka zaciekawiona przekrzywiła głowę, jednak nie odezwała się ani słowem.
Tymczasem przez zaplecze przechodził ciemnowłosy chłopak. Wyjrzał przez drzwi prowadzące do głównego pomieszczenia w warsztacie i cofnął się nagle spanikowany. Zaklął bezgłośnie i wyszedł tylnym wejściem, by tam ponownie użyć brzydkiego języka. Nie mógł dopuścić, by Ludmiła zauważyła go w tym miejscu, a co gorsza zorientowała się, że zna Diego. Wtedy cały plan legł by w gruzach, gdy nawet nie zdążył się dobrze rozwinąć. A nie chciał stracić zaufania przyjaciela, nie umiejąc wykonań jednego, prostego zadania, na dodatek już na samym początku. Chciał podejść do tego na poważnie, by dziewczyna nie była niczego świadoma, była bezbronna przez swoją nie wiedzę. Musiał tylko zdobyć jej zaufanie, wykorzystać jedną chwilę, podczas, której by się przez nim otworzyła, zapomniała o murze, który widocznie wokół siebie ustawiła. By chociaż raz zapomniała o ostrożności. Tylko na razie nie chciała odpuścić. A Federico to chciał najbardziej uzyskać.

*****
Chciałabym strasznie was przeprosić za ten i poprzedni rozdział, który okazał się strasznym niewypałem, co potwierdziła liczba komentarzy. Nie wiem już co robić.
Ciebie Kasiu, przepraszam najmocniej.

Nie przedłużając, miłej nocy ;*

Buziaki <3


3 komentarze:

  1. Skarbie,

    Chyba wcześniej nie komentowałam Twoich rozdziałów... przepraszam...
    Ale dopiero niedawno odkryłam ten blog, więc...
    Przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały i jestem zauroczona *.*
    Masz ogromny talent. To widać. Twoje rozdziały są genialne, cudowne, bezbłędne, piękne, bardzo ładne, fantastyczne, magiczne... ktoś zna jeszcze jakieś słowa określające cudowny rozdział? O_o xD
    Kochanie, Twój styl pisania bardzo mi się podoba i życzę dużo weny na kolejne rozdziały <3 Postaram się również zawsze komentować, ale nie zawsze mi to wychodzi, bo wiesz... szkoła i wgl. Teraz 1 gimnazjum ._.
    Ech... wybacz, ale idę się uczyć historii (RATUJ!).

    Nel ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana ♥ Mam nadzieję, że odpuścisz mi za moje grzechy xp Skomentowałam twój poprzedni rozdział, ale tylko chamskim "Zajmuję" -.- Przepraszam :*
    Nie mam teraz za bardzo czasu, bo muszę się brać do nauki, ale rozdział z ręką na sercu przeczytałam :* <33
    Jest cudowny <3 Jak tylko znajdę wolny czas, wejdę i skomentuję dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń