czwartek, 19 czerwca 2014

Chapter first: Czas nie połamie wspomnień, które razem utworzyliśmy






Nie macie czasem wrażenia, że gdy przejeżdżacie samochodem i mijacie wszystkie widoki za oknem to tak jakbyśmy zostawiali za sobą wspomnienia? Nie macie wrażenie, że dzięki temu odrzucamy za siebie wszelkie cienie smutku i cierpienia? Zostawiamy chwile sprawiające nam ból, pozostawiamy ścieżkę zbudowaną z prochów naszych łez. A gdy zobaczymy Słońce przedzierające się zza zasłony koron drzew czujemy jakby nadzieja pukała do naszych serc z pytaniem czy może wejść. 

sobota, 14 czerwca 2014

Prologue



- Wierzysz w duchy? W to, że po śmierci człowieka zostaje na Ziemi jego dusza, by nas bronić i strzec przed niebezpieczeństwem? - w powietrzu pojawiła się mała chmurka pary wodnej wychodząca z ust dziewczyny. 
- Wierzę w to, że duchy naszych najbliższych po śmierci gdzieś obok nas są, o krok od naszych serc. W to, że są w końcu szczęśliwi - odpowiedziała kobieta podnosząc z pomnika zmarzniętą już białą chryzantemę. Uśmiechnęła się delikatnie w stronę szatynki, jednak ona nie odpowiedziała, tylko wyjęła z jej dłoni kwiatka i ostatni raz spojrzawszy na nagrobek, odeszła. Zaczęła wyskubywać płatki rośliny, by przez palce wypuszczać je na ziemie. Zatrzymała się podnosząc głowę, by rozejrzeć się dookoła. Angie szła za nią powłócząc nogami.
Nienawidziła tego miejsca, mimo, że spoczywała tu osoba, którą kochała najbardziej na świecie. To tu zamierał czas i wspomnienia, a marzenia nie miały prawa się spełniać. To tu w zawsze wieje silniejszy wiatr, by wypędzić stąd wszystkie sny, pragnienia i myśli. To tu dusze odchodziły na zawsze, bez możliwości powrotu, zostawiając za sobą ścieżkę usłaną łzami, cierpieniem i miłością utraconych serc. To tu właśnie stała szatynka z zaszklonymi oczami, a nadzieja wysypywała jej się z rąk niczym piasek z klepsydry na ziemię.